Przed nami nowy rok szkolny. Jakie ryzyko uczuleń stanowi szkoła? Albo, na przykład, wychowanie fizyczne? Ogromne? Żadne? Inne? Uczulenia w wieku szkolnym są obecnie prawdziwą plagą i dosłownie dziesiątkują młodzież na całym świecie. Ich przyczyny rozważają często lekarze, nauczyciela i oczywiście Rodzice. Niektórzy z nich – z lęku o dziecko- odsuwają go od sportu, niekiedy zamykają w domu i wielkim wysiłkiem załatwiają nauczanie indywidualne. Najczęściej jednak nie przynosi to oczekiwanego wyleczenia, a nawet pogarsza sprawę... Dlaczego, pytają mnie zatroskani podczas prywatnej wizyty, przecież chyba już więcej zrobić nie można?
Krótkie zebranie odpowiedzi na zadany temat jest trudne, więc proszę o wyrozumiałość- i listy- jeśli dziś czegoś nie poruszę.
Najczęściej uczulają młodzież w czasie roku szkolnego alergeny roztoczy kurzu domowego ( właśnie domowego, a nie „szkolnego”), następnie sierść zwierząt ( które „nie chodzą” do szkoły), pleśnie ( w naszych szkołach tysiąclecia jest sucho i słonecznie, więc bez grzybów na ścianach) oraz pokarmy (a kto daje dziecku drugie śniadanie?). Wreszcie – od drugiego semestru- pyłek olch, leszczyn i brzóz (zwykle na pierwszych wiosennych wagarach, niestety).
Czemu więc to indywidualne nauczanie i zwolnienia z „wuefu”?
Otóż właśnie według aktualnych danych naukowych podobne działania są niecelowe, tak samo zresztą jak wyprawy do renomowanych sanatoriów, o czym ostatnio pisała prasa.
W innych krajach Europy podejście do problemu jest inne, moim zdaniem trafniejsze. Otóż bardzo wcześnie (chyba najwcześniej w Anglii, bo już w pierwszym roku życia) stawiane jest rozpoznanie astmy w miejsce „ częstych infekcji bez temperatury” czy „zatokowego kaszlu” lub rzekomo-„nerwowych” duszności w „nawracającym bronchicie”.
Następnie ustala się czynnik chorobotwórczy (teraz prym przejmuje Francja, gdzie testy robi się praktycznie w każdym wieku). Wreszcie wszyscy się zgadzają, że należy dziecko chronić przed szkodliwym alergenem, ale tylko tym z dodatniego testu, najlepiej potwierdzonego próbą kontrolowanego narażenia( tzw. testem prowokacji). Wobec tego, że nie ma testów „na szkołę” to właściwie nie mamy prawa jej unikać, prawda?
W dodatku istnieją bardzo skuteczne i bezpieczne leki na astmę i inne alergie. Więc nawet jak choroba wystąpi, możemy ja dobrze kontrolować. Dowód: mistrzowie świata w pływaniu i innych sportach z astmą -lepsi od zdrowych!
Wykazano też, że pospolite infekcje raczej chronią przed astmą niż jej sprzyjają, a wiadomo, że dziecko w kontakcie z grupą rówieśników „łapie wszystko”. Wniosek jest prosty: IDZIEMY ŚMIAŁO DO SZKOŁY!