W codziennym wysłuchiwaniu boleści fizycznych Państwa (d. Obywateli) odczuwam często pretensje typu "dlaczego mnie to spotkało", zarzuty- "leki nie pomogły, więc zmieniłem lekarza", żądania : "pan da zastrzyk ,żeby wszystko minęło na zawsze !".
A gdzie prywatna inicjatywa? - pytam językiem trochę już zapomnianym. Gdzie udział własny w szkodzie? Gdzie twórcza troska o własny organizm ? Gdzie tzw. zachowania pro-zdrowotne? Pełno dziś w kolorowych żurnalach i telewizjach wiadomości o zapobieganiu chorobom - przynajmniej tzw. cywilizacyjnym- przez dietę, sport i unikanie nałogów. Ale my- po latach indoktrynacji- traktujemy i tą "propagandę" nieufnie lub odrzucamy. Ulegamy natomiast łatwo szeptanej informacji (ongiś niosła prawdę!) o półlegalnych lekach spoza apteki , bo dawniej były to dary. W tamtych czasach odwiedziłem brata w Sztokholmie. Nie mogłem się wówczas nadziwić, że bogaci Szwedzi wchodzą po schodach, choć mają wszędzie windy. Albo robią meble sami - mimo ich obfitości w sklepach. Albo malują sami swoje domki ulubioną słoneczno-brązową farbą . Na moje pytania odpowiadali: przecież wchodzenie jest zdrowe (ale schodzenie obciąża kręgosłup), że majsterkowanie i radość pracy przy domu - leczy smutek północnych krain (a wynajęcie kosztuje i denerwuje). Pytam dziś siebie - kiedy przestanie nami kierować duch Peerelu z jego ( wersja medyczna!) zawołaniem: czy się stoi czy się leży dobre zdrowie się należy?