Ostatnio ,w podzielonej na umowne kubiki przestrzeni nad naszym miastem , rozszalały się białopienne brzozy ( jednak coś białego?). Z zimowej nicości (zero pyłku) przeszły szybko przez wartości zeszłoroczne - około 500 drobin /m 3- do rekordu aktualnej ery interglacjalnej czyli ponad 1600 ziaren pyłkowych w metrze. Ponieważ człowiek wdycha przez nos około 800 000 litrów na dobę - ten szlachetny narząd musi wykonać jakby pracę Kopciuszka - odsiewając olbrzymią ilość owych drażniących i uczulających, mniejszych od maku ziarenek... Bo jeśli nie zdąży to (zła Macocha Natura?) wywołać może skurcz oskrzeli, brak tchu, lęk , kaszel, duszność i temu podobne zmory. Nawet jeśli do naszych rurek oddechowych wpadnie zaledwie co dziesiąty ostro- krawędziasty pyłek, może się to skończyć napadem astmy. Te swoiste mini-bomby ekologiczne są dodatkowo oblepione wirusami oraz ( uwaga, jest i czarne!) związkami siarki i azotu. Piękne i groźne zarazem, fruwające mini-miny, desantują nasze wnętrze ( a czasem skórę i spojówkę oka) niewiele sobie robiąc z ratunkowego uruchamiania nosowych hydrantów, zdmuchujących wroga kichnięć czy potoków łez... U niektórych owa akcja obronna bywa niekiedy tak zażarta, że jest odczuwana jak ciężka choroba .
Mamy już wiele nowoczesnych , nie usypiających kropli i "białych" na ogół tabletek "od alergii". Przepisze je chętnie każdy lekarz, a niektóre wyda ,nawet bez recepty, aptekarz. Ci jednak , którzy nie chcieliby za rok zmarnować -najkrótszego choćby- weekendu, niech się zgłoszą do alergologa na testy. I ewentualnie zaplanują uodpornienie na pyłkowy deszcz i mgłę. Tak na czarny(?) przypadek .