W pierwszej- uczniowie ( choćby Alergolodzy) zajmują się "tym czymś co jest pierwotną przyczyną" oczywiście przez dwa duże P - np. dotkniętą pokrzywą, zjedzonym pomidorem czy użytą pastylką. Mniej uwagi poświęcają oni przedmiotowi BMC ( Blokowanie Mechanizmu Choroby), a nawet lekcjom FUZ (Farmakologiczne Usuwanie Zmian ). To znowu główne zajęcia obowiązkowe w szkole drugiej, do której uczęszczają chętnie Dermatolodzy, Interniści i inni nie-Alergolodzy. Tam naucza się jak najskuteczniej zablokować MC za pomocą BMC lub zlikwidować wykwit przez FUZ. I choć także w tej szkole rozważa się przyczynę , to jednak wyraźnie na trzecim miejscu i raczej przez bardzo małe p. A teraz pytanie: profesorowie której szkoły mają rację ? Odpowiedź jest prosta: żadnej.
Dla tzw. zwyczajnych ludzi (darzę to słowo dużą estymą, bo 3 życia pracowałem na tytuł zwyczajnego profesora, a profesor też człowiek) mam radę. Następującą. Spróbujcie i studium Nr 1 i liceum nr 2. Druga opcja jest łatwiejsza: dostajesz lek i masz spokój natychmiast. Bez zawracania głowy kosztownymi testami diagnostycznymi, próbami unikania czy narażenia ... itp. Ale niestety ulga trwa raczej krótko i leki trzeba brać często, a nawet stale. Pierwsza szkoła- choć bywa skuteczna na długo- jest znacznie trudniejsza- wymaga aktywnego udziału zainteresowanego chorego . Musi on dobrze rozpoznawać szkodliwe potrawy czy leki. I musi umieć się powstrzymać przed grzechem spożycia wskazanego przez Alergologa zakazanego owocu, co jak wiemy skądinąd łatwe nie jest. Powinien znać szkodliwe dla siebie pylące rośliny i wyczytać w swojej ulubionej gazecie co dziś fruwa, a wiec może osiąść na skórze. Ponadto nauczyciele z drugiej szkoły urządzają często zajęcia pozalekcyjne edukując chętnych jak się pozbyć dolegliwości. Zapraszam na nie w każdy ostatni czwartek miesiąca, bo jak się Państwo zorientowali sam należę do tych przyczynowych doktorów - pyłkowo-pokarmowych edukatorów przez dwa, a czasem i trzy P.