Natomiast "pieczenie" czy "palenie" - to całkiem inne odczucie, wymagające łagodzenia, wygaszenia, ochłodzenia, ukojenia. Tak cierpiącą skórę chciałby się zanurzyć w chłodnej wodzie... OOO- taaak! Albo w jakikolwiek sposób wyłączyć z czucia. Podobne różnice dotyczą także duszności, bólu, lęku i wielu innych dolegliwości. Proszę tu Państwa Chorych bardzo ale to bardzo- aby swoim doktorom i doktorkom spokojnie i dokładnie wyjaśnili co naprawdę kryje się pod danym określeniem. Równie często bowiem używamy " niby-uczonych" terminów - nie zawsze niestety w pełni rozumiejąc ich sens- na przykład mówimy " mam stale zatoki" , choć naprawdę cierpimy na kaszel, katar, gardło, gorszy słuch i bóle głowy i jeszcze wzdęcia brzucha. Albo twierdzimy " mam anginę", choć bez wysokiej gorączki, łamania w kościach , zmian na migdałkach itp. może to być w gruncie rzeczy początek każdej choroby, nawet żółtaczki zakaźnej . Z kolei PT Medycy nie muszą trafnie odgadnąć znaczenia wyrażeń, jakich nauczyliśmy się w dzieciństwie . Na ten bardzo osobisty język składają się bowiem relikty pochodzenia ( np. łowickie "bądzle i purchle" ) jak i nowotwory słowne małego dziecka z początków tworzenia jego mowy ( jak choćby "tupta", "taśta" czy "bludne loncki") albo powiedzonka naszej Mamusi ( "jemu się uszka odpruwają jak misiowi")... Poprawne porozumienie lekarza i chorego , przy takich ( nieoczekiwanych w jednym kraju, a zwłaszcza mieście) różnicach językowych może być niekiedy naprawdę niezwykle trudne. Apeluję więc do wszystkich PT Czytelników tego tekstu- sprawdźcie , czy sens danego wyrazu jest dla was taki sam jak dla rozmówcy w białym kitlu. I odwrotnie- Koleżanki i Koledzy Lekarze - upewnijcie się czy tzw. " skarga pacjenta" została przez was właściwie zinterpretowana?. Dla obopólnej korzyści. Abyśmy się rozumieli świetniej i - jak najdłużej byli w pełni świetnego zdrowia. Bez wzajemnych żalów i pretensji...