Musiałem jej przyznać rację i to nie tylko dlatego ,że jest kobietą. Co roku w Łodzi rodzi się około 7 maleństw dotkniętych tą rzadką skazą . Ich organizmy nie są w stanie przyswajać białka zwierzęcego ,od urodzenia aż po wiek dojrzały, wskutek wady tzw. metabolicznej . Ściślej - nie mogą spożywać fenyloalaniny- aminokwasu wchodzącego w skład "długich struktur białkowych". Ponieważ owa fenyloalanina występuje w dużych ilościach w białku zwierzęcym i zawierających je produktach - jedzenie ich jest niedozwolone . Dieta podobna do wegańskiej jest zatem stosowana z wyboru i stanowi jedyny sposób leczenia. Wspomniani pacjenci muszą obywać się m.in. bez mięsa, wędlin, serów, ryb . Dzieci nie znają smaku plasterka szynki na kanapce, a dorastająca młodzież - pizzy z dodatkiem salami. Jednocześnie należy dodać ,że dieta tych nielicznych ( 1/ 6000) osób musi być bardzo dokładnie zbilansowana. Dobowe zapotrzebowanie na białko- podstawowy budulec rozwijającego się organizmu dziecka - w 80% pokryte jest przez specjalną mieszankę bezfenyloalaninową. Trzeba ją spożywać regularnie 3- 4 razy dziennie, a tylko brakująca reszta porcji "naszego powszedniego budulca życia" może być uzupełniona różnymi produktami niskobiałkowymi. Dzieci tak karmione rozwijają się dobrze, ciesząc serca rodziców. Muszą jednak pozostawać pod stałą opieką lekarza - specjalisty i dietetyka- specjalisty. Tylko jeżeli mamy pewne dowody choroby , uzyskane z wykonywanych wszystkim nowonarodzonym dzieciom badań przesiewowych w kierunku fenyloketonurii , odpowiednia - rzeczywiście podobna do wegetariańskiej- dieta jest niezbędna.
PS. Może oryginalną dietę wegańską "wymyślił' jakiś chory na fenyloketonurię? Ale gdy szczęśliwie stanowimy owe 5999 osób z każdych 6000 bez wadliwego genu- niezbilansowane karmienie bezmięsne będzie niepotrzebnie trujące.